Kolega (pomińmy jego imię i nazwisko - chyba, że sam się podpisze w komentarzach) dokumentujący wczorajszy koncert w Stoczni Gdańskiej, zgłosił mi oto taką ciekawą rzecz:
Ukradli mu photopassa. Imiennego. Ze smyczki w spodniach.
Powiedziałabym że już nic mnie nie zdziwi, ale historia pokazuje ze granicę można przesunąć jeszcze dalej.
PS. Tak, jest to news poziomem niebezpiecznie ocierający się o awangardę z tej oto strony, ale będzie tu łądnie pasować jako element smutno-humorystyczny. O kradzieży ręczników i skarpet na Jarocinie już słyszałam z pierwszej ręki, ale żeby imienne passy? To nie ludzie! To wilki!
e tam, ja tak kiedyś prawie zgubiłem na OFF-ie. na szczęście ktoś miły mi podał jak upadło :-)
OdpowiedzUsuńnam kiedys mili ludzie zwrocili radio, ktore ktos z nas zgubil na srodku Bemowa.
OdpowiedzUsuńa mogli podsluchiwac nasze ustalenia:P
to i tak w miare spoko bo mozna miec i nie byc wpuszczonym bo sie nie jest na tajnej liscie ochrony (pozdrawiam tutaj organizatorow odpowiedzialnych za nina na malcie'09)
OdpowiedzUsuńNo a może zgubił, zaczepił o coś. Ja swoją drabinkę na festiwalu w Ostródzie zostawiłem na nockę obok sceny, rano nie było. Zdążyłem się naopowiadać, jaki to naród beznadziejny, bla bla, a ona spokojnie stała sobie schowana pod scenę, jeno zasłonięta i niewidoczna :)
OdpowiedzUsuńE tam! Mi na Przestrzeni Muzyki wogóle organizator nie dał passa, bo mój imienny ktoś inny dostał... A ja wszedłem na pass koleżanki, która dostała akredytację, mimo, że o nią nie prosiła...
OdpowiedzUsuńTom kiedyś dostał passa na nazwisko Beaty Sadowskiej z TVP. I nikt się nie dziwił...
OdpowiedzUsuńPewnie kolekcjoner fotopassóów był jakiś albo kolega po prostu po pijaku zgubił i się nie chciał przyznać ;)
OdpowiedzUsuńA skoro już jesteśmy w temacie znikających "symboli uprawnień" to nie dalej niż w ubiegłą sobotę podczas deszcz..znaczy się plenerowego koncertu przecisnąłem się przez bramki do człowieka-listy gdzie dostałem opaskę. Otrzymaną opaskę prawidłowo zainstalowałem na przegubie ręki uważając by się krzywo nie skleiła, poprawiłem sztormiak i się udałem się pod scenę się. Tradycyjnie mijając "strażnika fosy" złapałem się za rękaw i wykonując gest prawie Kozakiewicza podniosłem rękę by ukazać opaskę. Tutaj popularnym polskim zwrotem wyraziłem swoje zdziwienie brakiem opaski. Wróciłem tą samą trasą co przyszedłem (kilkaset metrow) po to, by zauważyć ze opaska leży pod nogami osoby która mi ją wydała - klej nie chciał trzymać. Morał z tej bajki jest krótki i znany: Uważajcie na swe fotopasy, i klejone opaski.
No cóż mi przy owym strażniku opaska pięknie spłynęła na ziemie...no ale czego się było spodziewać po tamtejszej pogodzie :)
OdpowiedzUsuń