czwartek, 29 marca 2012

Słowo pisane: Najważniejsze klatki

A dziś troszkę o czymś zupełnie innym, czyli dlaczego warto kopać w archiwum i często wracać do swoich starych fotografii.

----

Fotografuję koncerty od 2007 roku (a dziś sama jestem dziadkiem;). Zrobiłam tysiące zdjęć a prawie każdego dnia przybywa parę nowych, zajmujących kolejne sektory na dwóch backupowych, leżących w szafie, dyskach. Jednak do końca zapamiętam dwa kadry: jeden z 2007 roku a drugi z 2008.

Numer uno:

(ze względu na umowę z firmą Livenation, zdjęcie dostępne jedynie pod tym linkiem)

Bardzo ważny zespół, łzy w oczach, ściśnięte gardło bo Rearviewmirror na wejściu, bo na scenie stoi formacja, której słuchałam od początku liceum. W ręki TYLKO nikonowe D50 z kitowym obiektywem bo redakcja nie zainwestowała w sprzęt, ja nie miałam od kogo pożyczyć bo fotografią koncertową "na poważnie" zajmowało się może 5 osób? Warunki strasznie bo ciemno, ale w tym całym chaosie trzeba było cykać. Cyk. Straszne, rozmazane, nieostre, ale do dziś ta rozmazana klatka z Jeffem Amentem z Pearl Jam, to mój fotograficzny skarb.

Drugie to:

(Juliette & The Licks na Cracow Screen Festival 2008 (C) WP.PL)

To zdjęcie odmieniło moje życie prywatne. Bez niego nie poznałabym wielu osób, nie mieszkałabym w Krakowie i nie przeżyłabym wielu spotkań w doborowym towarzystwie. Zawsze stanowiło żelazny argument w sporze czy amatorska lustrzanka nadaje się do koncertowych zdjęć i czy, aby zrobić dobrą fotografię trzeba wydać 30.000 złotych? W końcu za tą klatką stało "jedynie" poczciwe D50(żelazna dama mojej kolekcji) i Sigma 50-150 2.8). Wisienką na torcie pozostaje fakt, iż zdobyło ono drugie miejsce na pierwszej edycji KFR w 2009 roku.

----

Dlaczego to piszę? Internet codziennie zalewany jest linkami do zdjęć, galeriami pełnymi śmieci, a pogoń za coraz to lepszym kadrem często wyczerpuje. Może warto odkurzyć archiwum i poszukać diamentów? Warto to zrobić nie tylko pod pretekstem szukania mięcha do konkursów czy stukania corocznych podsumowań.

Jeżeli macie czas na grzebanie w gigabajtach danych i klepaniu w klawiaturę, przeszukajcie zakamarki HDDków, zastanówcie sie nad tym jakie WASZE zdjęcia zmieniły wasze życie i sposób postrzegania pewnych spraw, doprowadziło do konkretnych sytuacji w Waszym życiu. Brzmi patetycznie, ale tak naprawdę to spora frajda. Z chęcią poczytam takie historię więc uprzejmie proszę o wbijanie ich w komentarzach:)

6 komentarzy:

  1. Nikt jeszcze nie podzielił się swoją opowieścią (oprócz autorki), więc może ja zacznę...
    Kwiecień zeszłego roku, będąc totalnym świeżakiem, jeśli chodzi o fotografię koncertową ubiegałem się o fotopassa na warszawski koncert God Is An Astronaut - kapeli, na której występ wybierałem się z cztery razy i za każdym razem z różnych przyczyn musiałem sobie ich odpuszczać. Aż właśnie do tego koncertu, na który, ku mojemu totalnemu zdziwieniu, dostałem upragnioną fotoprzepustkę. Nie dość, że w końcu ich zobaczę i usłyszę na żywo, to jeszcze będę mógł ich fotografować.
    Fotografię koncertową traktowałem wtedy jako kolejne doświadczenie fotograficzne - dotychczas próbowałem swoich sił w portretach, w krajobrazach i niezobowiązujących fotoreportażach. W tamtym czasie zrobiłem kilka koncertów, ale nie podłapałem jeszcze bakcyla. Chciałem zobaczyć, czy mi to podpasuje, jak nie, to będę szukał dalej.
    Nadszedł czas koncertu. Pełna spina, bo nie dość, że zależało mi na tym gigu, to do tego robiony na nieznanym terenie, że się tak wyrażę. Ku mojemu zadowoleniu, nie wyrzucili nas z fosy po trzecim utworze, a dopiero gdzieś tak po połowie. Samego koncertu nie pamiętam (ah, ta adrenalina!), ale gdy wziąłem się za obróbkę fot...
    Gdy zobaczyłem tą jedną fotę, nie wiedziałem co powiedzieć. Rzadko kiedy jestem zadowolony ze swoich zdjęć, ale ta jedna, którą zrobiłem, była po prostu... doskonała. Nigdy wcześniej i nigdy potem nie byłem w pełni zadowolony ze swojego zdjęcia. Od tamtej pory powiedziałem sobie, że dla takich ujęć dam się pokroić na koncertach. Koncertówki stały się nieustanną pogonią za zdjęciem koncertowym doskonałym, którym, w moim mniemaniu, chwyta zarówno klimat koncertu, jak i klimat muzyki. Nie zawsze mi się to udaje, ale ciągle próbuję i ciągle gonię za tym swoim wyimaginowanym fotoGraalem.
    A fotą tą, która tak na mnie wpłynęła jest...
    http://3.bp.blogspot.com/-EMlE2i6iZJ0/TzhBeNIp-dI/AAAAAAAAHQY/7e2jQOR5OVQ/s640/_DSC2598-copy.jpg

    OdpowiedzUsuń
  2. o! i na takie historie czekamy!

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  4. Kaśka Paluch29 marca 2012 11:17

    Zdjęcie Juliette pamiętam, chyba Cię wtedy jeszcze osobiście nie znałam, ale jest zajebiste. Bo ten moment, bo kadr, bo ona taka wygięta i wspomnień czar - pracowałam przy tym festiwalu, ale akurat na koncert Juliette miałam wolne i kicałam pod sceną jak wariatka ;))

    OdpowiedzUsuń
  5. p.s. z robienia zdjęć na imprezach ciekawe są też te foty, które się robi przy okazji - nie ze sceny. Ja focąc kiedyś dla DP jakiś gig, obróciłam się z "fosy" za siebie i od niechcenia cyknęłam to http://www.digart.pl/zoom/2209040/Indywidualista.html - do dziś mam sentyment :-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Co do fotki Juliette - "prawie" taką samą zrobił Marcin (też brała udział w FFR 2008) http://kfr2008.blox.pl/resource/MBakiewicz_A.JPG

    OdpowiedzUsuń