wtorek, 14 grudnia 2010

Facebook vs fotografia

(Disklejmer: zapraszam do komentowania, ale prosze o kulturę, pokojowa wymiane mysli i mycie rak po skorzystaniu z toalety. Za komentarze zamieszczane pod wpisem, jak i wszystkie znajdujące się na stronie oczywiście nie odpowiadam;)

Facebook rozrasta się szybciej niż tkanka tłuszczowa amatora pączków po tłustym czwartku. Przygarnia sieroty po innych społecznościówkach lub przyciąga tych, których rozczarowały inne serwisy (Orkut anyone?). Może być też elementem szeroko pojętego lansu bo przecież konta na Goldenline, Naszej Klasie czy Gronie "are sooooooo 2008". Ale co to ma wspólnego z fosiarzami, zdjęciami i bieganiem w fosie? Wbrew pozorom bardzo dużo...


Wraz z wzrostem popularnosci niebiesko-białego serwisu, fan page lub profile (oficjalnie sprzeczne z regulaminem, ale przecież "nie ma takiej rury na świecie, której nie można odetkać") zaczęły zakładać zespoły, agencje koncertowe, kluby, sale koncertowe a nawet ten facet który gra w Twoim lokalnym pubie dla 5 osób (z czego 3 to foto). Cześć z nich olała praktycznie już aktualizacje na swoich macierzystych stronach, ograniczając się do update'u raz w miesiącu i umieszczeniu w widocznym miejscu biało-niebieskiego (fani Lecha Poznań muszą być wniebowzięci!) loga z literka F. Mamy tam ciągłe "apdejty statusu" (nawet relacja minuta po minucie z koncertu się zdarzy) , ale...

Internetowa mądrość prawi, iż "dobry profil to ładnie obudowany profil" - schludna strona tytułowa, brak odnośników do Farmville/Pet Society/Quizów poświęconych Modzie na Sukces oraz ładnie posegregowane foldery ze zdjęciami to klucz do sukcesu. I właśnie przy tym ostatnim punkcie drogie grono fotograficzne się zatrzyma.

Naprawdę mało artystów i agencji dba o to, aby ich poczynania były dobrze udokumentowane - nie ma co sprzeczać się z tym faktem, wystarczy krótki rajd po stronach. Fakt ten dotyczy zarówno tych "największych", jak i "najmniejszych" na polskim rynku. Do widoku "kolegi prezesa z małpką" albo "laski szefa która lubi cykać fotasy" przyzwyczaił się chyba kazdy, kto do fosy zajrzał razy parę. Facebook (a właściwie jego userzy) do granic wykorzystują opcje wrzucania linków na stronę. Nie trzeba już nawet wysyłać w teren pana Stefa, aby cyknął kilka fot (i wysłać, wsadzić zdjęcia do bazy - nikt nie zobaczy, ich wartosc informacyjna będzie niższa niż IQ bombki choinkowej, ale BĘDĄ), bo fotograf i tak pojdzie, zrobi zdjęcia, wgra na serwis/facebooka (niech pierwszy rzuci statywem ten/ta który ma stronę domową i nie założył jej fanpage'a na eFBe) a my potem po prostu "podlinkujemy"*.

Nie ma w tym nic nielegalnego, nie giną od tego szczeniaki albo kolumbijskie borsuki a w dodatku nikt od tego nie umarł, ale...ciekawa jestem jak wpłynie to na, i tak już naprawdę słabo przędący, rynek zbytu zdjęć eventowych. Po co kupować skoro można podlinkowac?

Jest i druga strona tej monety (a po usilnych poszukiwaniach odnajdą się i kolejne): to własnie Facebookowe galerie mogą dać do myślenia nabywcom naszych zdjęć. Bo przecież wszystko pięknie - profil świeci, dobijamy już do paru tysięcy fanów (i to bez kupowania ich w pakietach na Allegro), liczba komentarzy pod postami ściga się z ilością odcinków serialu Klan, ludzie wycinają sobie nerki, aby zabłysnąć czymś w naszych konkursach - a tu nagle wchodzimy do galerii i....Kupa i kaka. I nie mowie tutaj o zdjęciach robionych w warunkach a'la Sisters Of Mercy (dym, brak światła, więcej dymu, więcej braku światła), ale o porządnie oświetlonym koncercie. A zamiast dobrej reporterki otrzymujemy artystyczna wizje czegoś, co zamiast widowiska muzycznego przypomina taniec godowy afrykańskich eskimosow podczas którego w wiosce zabrakło prądu albo rozpalono za dużo świeczek. Fajnie się to ogląda? Chyba nie...

Być moze FB, jego łatwość w zarządzaniu galeriami oraz ich ogromna popularność w jakiś sposób przekona nabywców do tego iż warto zainwestować w zakup zdjęć od fotografa i olać foto pstryka. Zdjęcie ma przecież zachęcić i zareklamować produkt (lub dobrze udokumentować wydarzenie - co nie jest wcale proste) a nie odstraszać.

Swoją drogą, czekam na pierwsze akcje z serii: "wypromuje cie linkiem na facebooku".

* skłamałabym oczywiście pisząc, iż sama tego nie robię na profilach obecnie otaczanych przeze mnie opieką, ale jeżeli już trzeba zarzucić linkiem to olewam strony autorkie i linkuje bezpośrednio do serwisów, w których są zdjęcia. Te parę klików zawsze zamieni się w większą ilość odsłon, a większa ilość odsłon oznacza większe zainteresowanie reklamodawców.  Reklamy na portalu równa się pieniądz. I pamietajcie: nie ma nic gorszego niż strona zawalona reklamami, posiadająca dział sprzedaży i nie płacącą za fotografie.

(Tekst jest wynikiem luźnych przemyśleń, prywatno-zawodowych obserwacji i bezsennej nocy za którą niezmiernie dziękuję sąsiadom spod numeru dziewięć. Zapraszam do dyskusji :)

13 komentarzy:

  1. Ja Cię mogę wypromować linkiem na fejsbuku,ale mam tylko jednego znajomego.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo dobry tekst, ale obawiam się że jesteśmy gatunkiem skazanym na wyginięcie... Gdy fotopstryk zacznie robić dobre zdjęcia, chce za to już pieniążki... gdy chce pieniążki, znajduje się następny fotopstryk... i tak w kółko... Dobrzy fotografowie są wypierani przez tanią miernotę... Smutne, ale prawdziwe.

    OdpowiedzUsuń
  3. W Polsce! Tak jest tutaj.
    W bardziej cywilizowanych krajach też nie jest łatwo ale nie jest aż tak źle.

    OdpowiedzUsuń
  4. I jak koncerny i producenci chcą zbijać miliony i czerpać zyski za 'wysoką jakość na cd/dvd' w odróżnieniu od darmowych piratów czy mizernej jakości mp3 w sieci, skoro na wejściu pojęcia 'jakość' nie znają bądź mają w poważaniu? ;))

    OdpowiedzUsuń
  5. Mogę rzucić statywem (i tak uszkodzony jest). Mam stronę domową a nie mam jej fanpage'a na FB :)

    Generalnie jak widzę, że ktoś / coś ma kilkadziesiąt albumów z setkami zdjęć (każdy) to mi odchodzi ochota na przeglądanie tych zdjęć. Zwłaszcza, że najczęściej jakość zdjęć jest mocno obniżona przez skrypty facebook'a.

    Dlaczego nie stosować zasady "jedno zdjęcie na zachętę a więcej obejrzycie sobie na naszej domowej / firmowej stronie"? Toć - jak dla mnie - jest to dużo bardziej praktyczne / zachęcające / przyjemniejsze. Facebook nie zapewnia takich możliwości wyświetlania / przeglądania zdjęć jakie byśmy osobiście chcieli mieć.

    OdpowiedzUsuń
  6. "Gdy fotopstryk zacznie robić dobre zdjęcia, chce za to już pieniążki... gdy chce pieniążki, znajduje się następny fotopstryk.."

    Mnie cieszy to, że jednak są jeszcze ludzie którzy płacą za foto bo są świadomi że jednak pewnych rzeczy (np. dyspozycyjności) za free nie dostaną. Miałam ostatnio taka sytuacje...

    "I jak koncerny i producenci chcą zbijać miliony i czerpać zyski za 'wysoką jakość na cd/dvd' w odróżnieniu od darmowych piratów czy mizernej jakości mp3 w sieci, skoro na wejściu pojęcia 'jakość' nie znają bądź mają w poważaniu? ;))"

    haha, też o tym myślałam :))))

    "Dlaczego nie stosować zasady "jedno zdjęcie na zachętę a więcej obejrzycie sobie na naszej domowej / firmowej stronie"? Toć - jak dla mnie - jest to dużo bardziej praktyczne / zachęcające / przyjemniejsze. Facebook nie zapewnia takich możliwości wyświetlania / przeglądania zdjęć jakie byśmy osobiście chcieli mieć."

    Niektórzy tak robią, ale to śladowe ilości. Też mi się nie chce oglądać setki zdjęć - dobry fotograf nie wyprodukuje 200 fot z 1 gigu i nie wrzuci wszystkich do 1 galerii, ale przeprowadzi selekcje. 10-15 zdjęć z jednego koncertu i po sprawie. Co do jakości - można wgrać "lepsze" wersje zdjęć (jest opcja)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja swoim statywem nie będę rzucał. Lubię go, to najbardziej oddany przyjaciel i nie szczeka.
    I mam stronę, a nawet stronę o dziwnej nazwie, jak ktoś znajdzie to jego. :-)


    Fotografia w Polsce nie była poważana wcześniej a w erze cyfrowości i dostępności resztka poważania tego fachu zmalała do prawie zera.

    Np. hydraulik czy kafelkarz ma lepiej. Podczas nauki zakupi cały potrzebny sprzęt za jakieś 2k pln i zarabia 100pln za godzinę pracy.
    Ludzie jeszcze podziękują zadowoleni, że jest ładnie zrobione. I może ruszać do następnej pracy.

    Ale już taki fotograf kupuje sprzęt foto za grube tysiące, programy za kolejne tysiące, komputer za kolejne tysiące. Ślęczy po nocach nad netem i ps'em. Wie, że za co najmniej 2lata trzeba będzie sprzęt wymienić za (tak, tak, nie mylicie się) za grube tys. i jak zaproponuje np. za dokumentację ślubu (gdzie szans na poprawki nie ma) tyle co hydraulik, spędzi na "planie" 12h (bo przygotowania i do północy) a potem co najmniej drugie tyle przed kompem to widzi wielkie wpatrzone w siebie oczy za którymi zapadają ciężkie kraty.

    Nie chcę powiedzieć, że przysłowiowy hydraulik ma lepiej.
    To jest min. efekt zaniechania i wogóle historii Polski.

    A do tego to jest strasznie niedobry czas na naukę polskiego społeczeństwa, że fotograf to nie tylko człowiek z aparatem w ręku, tylko fachowiec taki sam jak ten kafelkarz i trzeba mu płacić, żeby otrzymywać dobrą jakość za każdym razem, żeby ten człwiek miał za co żyć i mógł doskonalić swój fach.
    Jeśli ktoś przelicza, że zamiast za zdjęcia zapłacić, może za tą cenę kupić aparat i dać kuzynowi aby "postrzelał fotki" to otrzymuje za co płaci.

    Proszę podnieść rękę kto zna np. pana Avedona. Nie zastanawia Was, że znamy zagranicznych fotografów a z polskimi ja przynajmniej zawsze mam problem?

    Poprzednie pokolenia w Polsce, od połowy dziewietnastego wieku minęło trochę czasu, nie tylko nie wypracowały miejsca dla fotografii nie tylko jako sztuki ale też dla rzemiosła a dodatkowo tę fotografię np. komuniści obrzydzili a teraz obrzydzają ją jeszcze bardziej brukowce.

    Fotografia w Polsce to trudny orzech. A w tym kraju się za niematerialne rzeczy nie płaci dobrze. Kiedyś inżynierom płacono mniej niż robotnikowi, teraz płaci się słabo albo dziwi się, że trzeba zapłacić fotografowi.

    Co do galerii, Jak widzę więcej niż dwa zdjęcia z jednego koncertu to odechciewa mi się oglądać. Mam takie przekonanie, że robi się czasem kilka dobrych zdjęć na jednym koncercie, ale jeśli to nie jest reportaż, to nie widzę potrzeby aby pokazywać więcej niż jedno, które dobrze opisze wydarzenie.

    Do fotografowania przystąp!

    OdpowiedzUsuń
  8. daleki jest od posądzania o mini frustracje autorkę tego zacnego, jest prosty sposób na rynek foto: trza się szanować i nie dać podpuścić. Jeżeli gdziekolwiek publikuję swoje zdjęcia w sieci jako ich autor to ZAWSZE wale na środek znak wodny, mogą sobie ludzie linkować do woli - darmowa reklama. Jak mi ktoś na jakimś forum co jak czas zarzuci, że "to paskudztwo przeszkadza oglądać zdjęcie" (to jeden z delikatniejszych komentarzy) czasami odpisuję: ściągam znak wodny za ... zł i tu kwota jaka mi się na dany moment wymyśli. Innej metody nie widzę, zwracam także uwagę, że załadowanie zdjęcie na FB daje im prawo korzystania z niego.

    OdpowiedzUsuń
  9. Waldku: na Twoj komentarz odpisze za chwilę - za długi jest:))

    Jarku: to nie frustracja, tylko obserwacja...I chyba się nie zrozumieliśmy - nie chodzi mi o kradzież tylko "legalne" metody na niepłacenie za zdjęcia i to jak na tym ucierpi/zyska rynek foto. Regulamin FB znam :)

    OdpowiedzUsuń
  10. z tą frustracją to "żart" :) jak zauważyłaś nie posądzam Cie o nią, co do legalnych metod niepłacenia owszem są ale nie ma zakazu znakowania zdjęć :) (nie tylko regulamin FB czyni z nich ich posiadaczy ;), NK i Picasa też)

    OdpowiedzUsuń
  11. to ja, jako typowo leniwy użytkownik, poproszę o przycisk 'lubię to' pod artykułem... ;-)

    a tak serio - nic tak nie wkurza ambitnego amatora, który stoi za barierkami bo nie dostał pozwolenia na fosę, i stamtąd stara się zrobić choć jedno zdjęcie nadające się do portfolio, jak widok "kolegi prezesa z małpką" albo "laski szefa która lubi cykać fotasy".
    To z perspektywy, której pewnie Frota już nie pamięta ;-)

    OdpowiedzUsuń
  12. JArku: regulaminu NK/P nie poruszam bo z tych serwisów nie korzystam....

    Kazz: pamięta, pamięta. To nie było tak dawno w końcu a i nawet gdyby było... czemu mam nie pamiętać?:) Sam dobrze wiesz, że czasem fosy nie ma (tak się poznaliśmy, ne?) ;))

    OdpowiedzUsuń